kasztany... kasztany... kasztany... kasztany...
zanurzonymi dłońmi w kieszeniach
miętoszę świeże, gładkie i chłodne po drodze do domu
kasztany... kasztany... kasztany...
zamiast szminki są w każdej mej torebce
kasztany... kasztany... kasztany!
Nie mogąc się uogólnić jednym - dwoma zdjęciami, zaplątuje sama siebie (i Was :) w pajęczyny szczegółów dzisiejszego wrzosowego poranka: prawie 2 godziny "znęcałam się" nad dwoma pajęczynkami (więc chyba zapowiada się monotematycznie:) Na absorbujący (przynajmniej mnie) początek magicznej jesieni!