Kiedy byłam w trzeciej klasie podstawówki, dostałam pierwsze glany, były czarne i ciężkie, ale jakże rodzice dumni byli:) W liceum i na studiach zamieniłam glany na wygodne trekingi - wtedy żyło się przygodami.. A aktualnie potrzebuję kozaczków, bo cóż innego do eleganckiej spódniczki lub spodni na kant....
Pojawiły się problemy, w sumie zawsze były, ale te aktualne są jakieś inne.. I najchętniej bym je "potraktowała bezmyślnie z glana" lub przeskoczyła, jak niejedną górę... Szpilki nie nadają się do kopania i skakania, są "niestabilne", a ponoć dodawać mają pewności siebie...
Nawet się nie spodziewałam, jak buty wpływają na moje życie:)
Kozaczków na tegoroczną zimę chyba się nie dorobię.. Ale jak się ma stabilne trekingi, to można je nosić cały rok przez lata :) sumie jestem stabilnie bezrobotna, więc spódniczki i spodnie na kant mogą powisieć równie stabilnie w szafie przez zimę:)
w sumie to mój pierwszy i eksperymentalny post garderobiany.. i w sumie nie lubię takowej tematyki, więc przepraszam za niego, bo wiem, że jest nieudany... :)
OdpowiedzUsuńAleż wręcz przeciwnie stasinko. Rozbawiałaś mnie nim. Tematyka garderoby mnie nie kręci nadto aczkolwiek nic co kobiece nie jest mi obce. A takie garderobiane historie jak najbardziej wskazane...z lekką nuta sarkazmu i obojętności ;)
OdpowiedzUsuńbutki butki... trzymaj się dziewczynko, ja też nie mam kozaków :(
OdpowiedzUsuńtaka ot inspiracja Twym komentarzem,Pani Droga Margo:)
OdpowiedzUsuń